26 września 2010

Park Cafe

Park Cafe - restauracja znajdująca się w parku miejskim nieopodal wcześniej opisywanego Gaju Bohaterów. Niewiele o niej wiemy. Wydaje się, że istniała w latach ok 1920-1945 z tym, że początek istnienia należałoby wiązać z uporządkowaniem teren parku i odsłonięciem pomnika, teren wtedy stał się reprezentatywny dla miasta.
Jeżeli posiadacie informację, zapraszam do podzielenia się nimi w komentarzach, a wątek rozwiniemy.




23 września 2010

Wiatrak w Malborku

...jest taki budynek w Malborku, ciekawy kształtem, położony przy dawnym cmentarzu ewangelickim koło Szpitala Jerozolimskiego.
Budynek długi czas był zagadką co do swojego dawnego przeznaczenia, optowano za wieżą ciśnień lub też pozostałością wiatraka.
Zagadkę pomógł rozwiązać Tomek Agejczyk nadsyłając i publikując zdjęcie z roku 1903 ukazujące pełną budowlę.
W załączeniu mapa Schwandt'a ukazująca budynek wiatraka.
Dlaczego i kiedy wiatrak rozebrano oraz kiedy został zbudowany - nie wiemy. Ciekawostką jest fakt iż wejście do budynku zostało wykonane z połowy żarna.

...taki to malborski wiatrak



22 września 2010

Pomnik ułanów - part 2

Wracając do tematu pomnika - skan zdjęcia oraz artykułu z Dziennika Bałtyckiego

Dziękuję Tomkowi Agejczykowi i Darkowi Niestrzębskiemu za pomoc.

PS: Napisu z pomnika rozszyfrowanie trwa - Andrzej walczy :)




Poczta dworcowa dawniej

Zapewne większość z was zna widok obecnego budynku poczty przy dworcu kolejowym w Malborku, ale czy wiecie, że kiedyś wyglądał tak:


źródło: zbiory prywatne

20 września 2010

Pomnik Ułanów

Pomnik Ułanów z 1 Pomorskiego Pułku Ułanów - odsłonięty w roku 1933.
(1 Pommersches Ulanen-Regiment von Schmidt Nr. 4)

Czy wiecie coś więcej o tym pomniku? Istnieje do dziś i stoi zapomniany w parku

źródło zdjęcia: nieznane
autor zdjęcia: nieznany

mapa: Ubersichtkarte Marienburg - lokalizacja 128 - przy alei prowadzącej od zamku do Park Cafe i Gaju Bohaterów


Waldschenke Marienburg

Szynk leśny „Waldschenke” należący do Franza Omnischinskiego (zmienił później nazwisko na Omsen) był najdalej wysuniętą na południe restauracją w Malborku. Znajdował się na terenie obecnego lasu za cmentarzem komunalnym w okolicy istniejącego tam lotniska szybowcowego. Z tego powodu był popularny wśród pilotów i szybowników, którzy mówili o nim „U Omniego” („Bei Omni”). Funkcjonowanie jego było ściśle związane z intensywnością ruchu na lotnisku szybowcowym, poza sezonem często bywał pusty.

Zagadka pewnej fotografii

Wśród tysięcy fotografii dawnego Malborka wykonywanych na przestrzeni lat, a będących w archiwach państwowych, zbiorach prywatnych czy nośnikach elektronicznych jest jedna wyjątkowa...
Poniższa fotografia została wykonana po wojnie, w obiegu są obecnie dwie wersje tego zdjęcia, pierwotne: przedstawiające osobę dorosłą z dzieckiem i odbitka z wydrapanymi postaciami.
Zdjęcie wykonane na tle zniszczonego starego miasta. Dlaczego autor zdjęcia wykonał taką pracę?
Zwraca uwagę większy kadr wydrapanego zdjęcia.

źródło zdjęć: nieznane
autor zdjęć: nieznany



17 września 2010

Prochownia w Malborku w czasie I wojny światowej


Prochownia wbrew obiegowym opiniom znajdowała się w budynku obecnych warsztatów szkolnych (a nie na południu w szczerym polu - obecnie ul.Michałowskiego, staw, tam było gospodarstwo rolne, jedno z kilku na tych terenach).
"Prochownia" była fabryką amunicji w latach 1916-1919, którą potem zaadaptowano na magazyny żywnościowe (wg. Jedlińskiego) - lokalizacja dawna: Salzastrasse 75 (obecnie de Gaulle'a 75).
Fabryka amunicji umiejscowiona była w niewielkiej odległości od linii kolejowych, a także od linii obronnej tzw."Festung Marienburg" rozbudowanej na początku XX wieku.
Należy pamiętać także przy analizie umiejscowienia fabryki, że wokół Malborka rozciągała się duża liczba umocnień ziemnych, na początku wojny wykonywało je ok 6 tys. cywili, potem jeńcy i specjalne wojska inżynieryjne, a samo miasto miało strategiczne położenie.
Z logicznego punktu widzenia w polach nie mogła znajdować się fabryka amunicji w której pracowało 950 osób, fabryka połączona ziemną drogą z Młynem i mostkiem nad kanałem...

A co do pozostałości amunicji i niewypałów na osiedlu południu, było to miejsce w którym stacjonowały baterie przeciwlotnicze w czasie drugiej wojny św. oraz było to rejon działań operacyjnych i kierunek uderzenia Rosjan w 1945 roku. Duże ilości pozostałości w postaci niewypałów na terenie obecnego sklepu i parkingu Intermarche.

16 września 2010

Hotel Kopernikus

Hotel Kopernikus znajdował się kiedyś nad Młynówką (obecnie ulica Mickiewicza). Ciekawy budynek z ogrodem pomiędzy centrum miasta a dawnym ogrodem strzelców.
W obecnych czasach nie pozostał ślad po budynku, a wykonane zdjęcie tego miejsca w 2009 roku ukazuje mało atrakcyjną zabudowę Malborka.
Budynek prawdopodobnie zniszczony podczas oblężenia miasta w styczniu 1945 roku.

W załączeniu reklamy hotelu: z mapy Pharus, przewodnika po Malborku z roku 1927. Zdjęcie archiwalne z pocztówki oraz współczesna lokalizacja.




Park miejski... czyli północny... czyli w XIX wieku?

Obecnie nazywany Parkiem Północnym, zarośnięty, zapuszczony... po prostu las, w którym nie ma za wiele ciekawego.
Do 1945 roku miejsce rekreacyjne z długimi alejami pośród drzew, spacer kończył się w kawiarni w pobliżu wcześniej pokazywanego denkmala, była kawiarnia, było w pobliżu lotnisko, itd. itp.

W załączeniu ciekawe zdjęcie z końca XIX wieku wykonane z wieży zamkowej. Teren obecnego parku to pola, ale ciekawostką jest pokazanie na zdjęciu pozostałości szańca szwedzkiego (widoczny na załączonej mapie z 1879 r.)
Z ciekawostek:
- płaski dach Karwanu
- jeden most
- pola uprawne w miejscu parku
- Baszta Maślankowa bez zadaszenia
...ciekawostek na tym zdjęcie jest wiele.



15 września 2010

Gaj Bohaterów

Odsłonięty w roku 1924, upamiętniał żołnierzy z powiatu malborskiego, sztumskiego, elbląskiego (wg. W. Jedlińskiego), którzy polegli w czasie I wojny światowej.
Obecnie miejsce zapomniane, zaniedbane, ukryte głęboko w miejskim parku.
Pozostały elementy konstrukcji kręgu kamiennego.
...czy na starej pocztówce to Pan Andolf H.? ;-)

Zdjęcia archiwalne




Zdjęcia współczesne



14 września 2010

Urząd Eksploatacji Dróg Żelaznych

Budynek wybudowany w roku 1923, przez długie lata skrywał się w bujnej roślinności wokół budynku. Obecnie wykorzystywany jest jako obiekt mieszkalny oraz ośrodek zdrowia. W wyniku prowadzony prac remontowych i adaptacyjnych wokół budynku, drzewa i krzewy zostały wycięte, a ogrodzenia zdemontowane.

Budynek od strony cukrowni wygląda obecnie tak:

10 września 2010

Odgruzowywanie zamku po 1945

Tytuł wpisu dość oględny, przedstawione fotografie ukazują usuwanie gruzu po zawalonych fragmentach wieży i kościoła. Zdjęcia są niepodpisane, autor nieznany, rok wykonania nieznany, można się domyślać...

Swoista ciekawostka dla pasjonatów... na pierwszym zdjęciu widać pomnik, o którym napiszemy kiedy indziej ;-)

źródło: własność prywatna
prawa autorskie: nieznane




Pomnik żołnierzy poległych w wojnie prusko-francuskiej 1870

Od 1872 roku dzień 2 września był obchodzony w Prusach jako tzw. Sedanfest - rocznica pokonania Francji w wojnie 1870 r.
W 1875 r. powstał komitet, który postanowił uczcić pomnikiem pamięć poległych w niej żółnierzy, pochodzących z Malborka i okolic. Projekt zamówiono u Friedricha Adlera (1827-1908), profesora historii architektury berlińskiej Wyższej Szkoły Technicznej. Odsłonięcie pomnika nastąpiło 1 września 1876 r.
Na ścianach postumentu znajdowały się tablice z nazwiskami osiemdziesięciu poległych żołnierzy.


To tyle ogólnej wiedzy na temat tego pomnika... pomnik bardzo rzadko prezentowany w ikonografii, nie pojawia się na pocztówkach (za wyjątkiem jednej znanej nam i opublikowanej na SM), nie pojawia się na zdjęciach. Sytuacja dziwna, pomnik stał w otoczeniu: wieży ciśnień, magistratu, starostwa, bramy mariackiej - zdjęć tych budynków są setki, pomnika nie ma, a przecież pomnik nie został zniszczony po wybudowaniu wieży ciśnień, prawdopodobnie przetrwał do 1945 roku (?).
Na pierwszym zdjęciu widoczna kolumna pomnika w dużym powiększeniu.


Dworzec w Malborku

Bardzo ciekawa fotografia przedstawiająca dworzec w Malborku.

źródło: własność prywatna

9 września 2010

Jeńcy w Stalagu XXB Marienburg

autor tekstu: Andrzej Gilewski

Podjęliśmy próbę usystematyzowania kwestii stanu osobowego jeńców Stalagu XXB w okresie jego funkcjonowania. Jak wiele innych kwestii dotyczących Stalagu XXB nie była to sprawa prosta. Zwłaszcza początkowy okres funkcjonowania obozu owiany jest tajemnicą. Od 10 września 1940 roku rzecz wygląda lepiej za sprawą statystyk Czerwonego Krzyża. Bardzo trudno powiedzieć coś konkretnego o okresie wcześniejszym.
Według pierwszego oficjalnego raportu z 10 września 1940 roku stan osobowy obozu wynosił:

5840 jeńców (3 oficerów, 20 cywili)
W tym:
• 4569 Francuzów ( 2 oficerów, 20 cywili, 3962 pracujących)
• 589 Belgów (1 oficer, 214 pracujących)
• 682 Polaków (199 pracujących)

Należy tu wyjaśnić, że podawane dane dotyczą jeńców znajdujących się w Stalagu XXB w znaczeniu administracyjnym. Stalag XXB Marienburg obejmował administracyjnie obóz główny położony w Malborku - Wielbarku (Marienburg - Willenberg), podobozy w Gdańsku i wiele komand roboczych znajdujących się w miejscowościach położonych w północnej części prowincji Prusy Zachodnie - Gdańsk. Dodatkowo podlegały mu lazaret w Malborku i więzienie w Grudziądzu. Większość jeńców pracujących przebywała w podobozach i komandach roboczych. Grupy te mieściły się w pobliżu miejsca pracy jeńców i liczyły od kilku osób do ponad tysiąca. Raporty Czerwonego Krzyża mówią o następującej ilości ekip roboczych:
400 komand roboczych w roku 1940,
650 w roku 1941,
704 w roku 1942,
806 w roku 1943,
703 w roku 1944 (z czego 468 brytyjskich, 15 jugosłowiańskich i 220 francusko-belgijskich).

Według danych z roku 1943
64% procent ekip roboczych zatrudnionych było w rolnictwie,
21% w różnego rodzaju przemyśle,
1 % w leśnictwie,
14% przy pracach różnych np. w zakładach miejskich przy pracach porządkowych.

Ekipy robocze miały przeważnie charakter jednonarodowościowych choć spotykamy też komanda wielonarodowościowe. Ze względów językowych szczególnie często występowały komanda francusko-belgijskie.
Obóz macierzysty Stalagu XXB Marienburg (Stalag XXB Willenberg) położony w Malborku, obecnej dzielnicy Wielbark (Willenberg), był w stanie pomieścić kilka tysięcy jeńców. Obóz ten pełnił funkcję obozu tranzytowego dla jeńców przemieszczających się między poszczególnymi komandami roboczymi. Przebywali w nim też jeńcy pozostający aktualnie bez pracy, pracujący w pobliżu obozu oraz jeńcy ranni i chorzy przebywający w obozowej izbie chorych. Ciężej chorzy trafiali do położonego w pobliskim mieście lazaretu (Lazaret Marienburg) lub szpitali cywilnych.

Według raportu z 16 kwietnia 1943 roku w obozie głównym przebywało łącznie 1977 jeńców w tym:
623 Francuzów z czego 60 w izbie chorych i 92 w lazarecie i innych szpitalach,
42 Belgów - 1 w izbie chorych,
123 Jugosłowian – 17 w izbie chorych i 22 w lazarecie i innych szpitalach,
989 Brytyjczyków – 188 w izbie chorych i 129 w lazarecie i innych szpitalach.

W obozie głównym znajdowało się też specjalne więzienie przeznaczone dla jeńców uznanych za niebezpiecznych. Był to specjalnie wyznaczony budynek, dodatkowo ogrodzony i pilnowany. W podziemiach znajdowały się cele dla skazanych za cięższe przestępstwa a w wyżej kondygnacji pomieszczenia przypominające pozostałe baraki dla pozostałych osadzonych. Do tego karnego oddziału trafiali jeńcy m.in. za próbę ucieczki lub łamanie innych punktów regulaminu obozowego.


Całość tekstu i analiza z uwzględnieniem narodowości wkrótce na StaryMalbork.pl

Statystyka ilościowa jeńców

8 września 2010

Przybyli do Malborka

autor: Iwona Skopińska
źródło: Gazeta Malborska

Minęło 71 lat
Wypędzeni po wojnie tu znaleźli swoje miejsce


Pierwszego września 1939 roku milionom ludzi świat zawalił się na głowę. Dziś ten fakt, po 71 latach, nie ma pewnie dostatecznej mocy, by uruchomić w naszej wyobraźni obrazy przejmujące grozą, oddające trwogę tamtego czasu. Ci, którzy przeżyli koszmar okupacji niemieckiej, a potem wypędzenie z domów, całymi latami milczeli na ten temat. Bo wspomnienia były za trudne i zbyt bolesne. Dla innych zaś, przypominanie i opowiadanie o czasach przeszłych, było swoistym rodzajem oczyszczenia, czy radzenia sobie z trwogą, na lata zamieszkałą w ich sercach.
Bo jak pogodzić się z tym, co spotkało wówczas całkiem niedorosłych, a wręcz całkiem małych – dzieci – które miast zabaw i nauki, dostały ból, rozłąkę i tułaczkę?
O tym dziś chcę powiedzieć, ale nie moje to wspomnienia będą, a mieszkanki Malborka, pani Heleny Grochowskiej z domu Poremba. O tym, jak po koszmarze wojny trafiła do Malborka. To tylko namiastka historii, która dziś chcę Wam przekazać.
- Miałam dziewięć lat w 1945 r – opowiada. - Jechaliśmy w odkrytych, bydlęcych wagonach. To był dość duży transport z miejscowości Sarny, na Kresach, niedaleko Równego i innych. Do Lublina jechaliśmy na szerokich torach, a tam nas przetransportowano na tory wąskie i już do odkrytych wagonów. Jechaliśmy jakieś 8-9 dni w kierunku Prus Wschodnich. Podczas podróży dzieci pochorowały się na dezynterię. 25 maja 1945 r. pociąg zatrzymał się na bocznicy kolejowej, na wysokości tzw. drugich Piasków, nie wjechał na dworzec. To był drugi transport, którzy przybył do Malborka, pierwszy pociąg z przesiedleńcami przyjechał 18 maja 1945 r.
Nikt ich nie witał, a we wszystkich koszarach stacjonowały wojska radzieckie. Żołnierze, za butelkę samogonu, pomagali im przenieść się do domów.
- Nas zakwaterowano na ul. Nogatowej – wspomina pani Helena. - Domy zastaliśmy brudne, zniszczone i bez szyb.
Ale jeszcze we wrześniu 1945 roku, na otwarciu gimnazjum i liceum, śpiewała pieśni Moniuszki. Do dziś z dumą opowiada, o tym, że to właśnie oni, Kresowianie, pierwsi, którzy przyjechali na te tereny, krzewili kulturę polską tu.
- Tworzyliśmy kluby, teatry amatorskie, zawiązywaliśmy chóry, kluby sportowe i zespoły taneczne.
A dziś chcemy powołać do życia Stowarzyszenie Kresowian Malborskich, więc jeśli ktoś chciałby się przyłączyć i przystąpić do działania, jak kiedyś, czekam na kontakt telefoniczny: 55 272 21 57.

7 września 2010

Zagadka - feldpost Marienburg/Willenberg z 1916 roku

Feldpost, stempel pocztowy Marienburg Westpr. 1, data 18.11.1916 r, stempel formacyjny Ers. Batl. Fussartl. Regt. 17.
W tresci korespondencji jako miejsce nadania Willenberg/Marienburg. Czy to może być obóz na terenach dzisiejszego poligonu?

Czy to droga Malbork-Sztum? Ktoś poznaje, wie...



Dodane 10.09.2010 22:25

W związku z faktem iż zdjęcie jest bardzo małe, poniżej problematyczny fragment związany z zarysem "zamku" w tle. Nic więcej z tego zdjęcia nie da się wyciągnąć.
W rogu zdjęcia widok zamku jak wygląda od strony Wielbarku (układ)

2 września 2010

Cmentarz przy ulicy Jagiellońskiej

...potocznie nazywany: Cmentarzem poewangelickim za "Czerwonymi Koszarami". Nie jest to prawda, cmentarz do 1945 wyznania ewangelickiego, po 1945 roku aż do zamknięcia katolicki, w centralnym miejscu na głównej alei znajduje się pamiątkowy krzyż postawiony współcześnie przez obecnych i byłych mieszkańców.
Sam cmentarz opuszczony od lat czeka na likwidację, bezustannie dewastowany, od czasu do czasu doglądany przez rodziny pochowanych.
Dziś przyroda jednakowo traktuje oba sektory, prawie całkowicie zdewastowaną część ewangelicką i w ciut lepszym stanie katolicką.


Mieszkanka Malborka opowiada, jak wyglądało "wyzwolone" miasto

autor: Jacek Skrobisz
źródło: Malbork.naszemiasto.pl

Reportaż. Mieszkanka Malborka opowiada, jak wyglądało "wyzwolone" miasto

Uroczystości 1 września, jak co roku tego dnia, mają na celu oddanie hołdu walczącym oraz ofiarom tragicznego okresu w historii świata. To także okazja do wspomnień i refleksji nad złem, które niesie wojna. Bardzo często doświadczały go zupełnie niewinne osoby, dzieci. Straciły dzieciństwo, a w zamian wojna przyniosła im łzy, strach i cierpienie. Szybko musiały dorosnąć.
Publikujemy dziś wspomnienia mieszkanki Malborka, której dzieciństwo upłynęło m.in. na niewolniczej pracy dla niemieckiego gospodarza oraz walce o życie. Tu, na Żuławach, m.in. w powiecie malborskim.

Dla 10-letniej Reginy początek września oznaczał rozpoczęcie roku szkolnego. Dostała tornister od chrzestnego, ale 1 września 1939 roku szkoły już nie było. Tornister zakopała z młodszym bratem w ogrodzie, by Niemcy go nie zabrali. Wszędzie było słychać jedno hasło - "wojna". Dla małej dziewczynki z ziemi dobrzyńskiej (powiat lipnowski) było to hasło niezrozumiałe. Z każdym kolejnym dniem zaczęło jednak coraz bardziej burzyć spokój ducha, wprowadzając strach. Jej ojciec cudem przeżył masową egzekucję. Zaczęło się inne życie.

Losy małej dziewczynki tak się splotły, że z centralnej Polski trafiła do powiatu nowodworskiego, a potem, w marcu 1945 roku, do Malborka.
Miasto nad Nogatem było wtedy pokryte śniegiem, gruzami oraz krwią i trupami. Ulice były puste, nie widać żywego ducha. Domy na Starym Mieście dogorywały po wielodniowych bombardowaniach. Ciszę miasta zakłócała kolumna ludzi prowadzona bulwarem nad Nogatem, dzisiejszym Traktem Jana Pawła II w stronę ul. 500-lecia. Szli pod okiem Rosjan trzymających w ręce pepesze. Prowadzeni czwórkami, nie czuli się wyzwoleni, wolni. Wśród gromady pieszych byli Polacy, Niemcy, nawet Rosjanie, wszyscy, którzy przeżyli wojenną zawieruchę na terenie powiatu malborskiego. Wśród prowadzonych osób szła 16-letnia Regina.

Jeszcze dwa lata wcześniej robiła zakupy ze swoją mamą w Lipnie. W wyniku łapanki została odłączona od rodziny. Razem z tłumem innych Polaków Niemcy zaprowadzili ją na dworzec kolejowy w Lipnie, wepchnęli do bydlęcego wagonu i zawieźli przez Grudziądz do Nowego Dworu Gdańskiego. Tam, niczym na targu niewolników, miejscowi Niemcy wybierali sobie robotników. 13-letnia Regina trafiła do gospodarstwa Johana Pennera w Starocinie.

- Zawiózł mnie do swojego domu, trzęsłam się cała ze strachu i głodu - wspomina dziś pani Regina. - "Stara" - żona Pennera - bo tak ją nazywałam później, podała mi miskę z wodą do mycia. Umyłam się, dostałam kromkę chleba z marmoladą i kubek czarnej zbożowej kawy. Oj, jakie to było dobre po dwóch dniach głodówki.

Mała Regina szybko została wyrwana ze świata dzieciństwa. Od świtu do zmroku pracowała w gospodarstwie. Choć nie było ono duże, to około 60-letni Pennerowie uprawiali na własny użytek ziemniaki i buraki pastewne dla dwóch krów oraz owies dla konia i 20 kur. Mieli za to duży sad.
- O godzinie 5 rano doiłam krowy, nosiłam kany z mlekiem, potem je myłam razem z wiadrami - opowiada pani Regina. - Potem sprzątałam oborę i czyściłam krowy i konia. O 7 śniadanie z kromki chleba z marmoladą oraz kubka kawy zbożowej. Po śniadaniu pracowałam w ogrodzie, polu albo sprzątałam. Obiad był o godzinie 12 - ziemniaki z sosem. Po obiedzie ta sama praca, rąbanie drewna i wszelkie prace związane z rolnictwem. O godzinie 17 udój krów i mycie. Dwie godziny później kolacja i znów praca. I tak do godziny 22, kiedy ze zmęczenia kładłam się spać. Tak wyglądał mój każdy dzień. Niedziele, oprócz dojenia krów i noszenia mleka, były wolne.

Wieczorami Regina chodziła jeszcze 2-3 razy w tygodniu na lekcje języka niemieckiego. W niedziele szła do kościółka katolickiego pod Tujskiem. Tam poznała okolicznych Polaków, którzy pracowali u innych gospodarzy. Szybko stała się dla nich "Małą".

Na polityce się nie znała, ale miała dostęp do wiadomości z frontu wschodniego. Podsłuchiwała audycji radiowych, których słuchał Penner. Czytała mu gazety, bo miał słaby wzrok. Zdobyte informacje przekazywała później okolicznym Polakom. Później dostarczała także listy między Polakami. Prosili ją o to, bo była mała, niepozorna. Chłopaków Niemcy rozpoznawali, łapali i bili.
- Nawet kilka razy byłam kolejką w Kałdowie. Zawoziłam listy do Trampowa i Lubieszewa - wspomina pani Regina. - Co było w tych listach, nie wiem. Byłam grzeczną dziewczynką i cudzych listów nie czytałam ani o nic nie pytałam.

Latem 1944 roku dochodziły coraz to nowsze informacje o działaniach wojennych na froncie wschodnim i nadciągającej Armii Czerwonej. Zaczęto tworzyć listy poborowe. Ci, którzy odmówili wstąpienia do niemieckiej armii, byli straszeni zesłaniem do obozu w Sztutowie. Polacy pod przymusem i groźbą skrzywdzenia ich członków rodziny szli na front, ale zapowiadali, że przy nadarzającej się okazji przejdą na stronę Rosjan i będą strzelać do Niemców.
Na miejsce Polaków niemieccy gospodarze otrzymywali na parobków Rosjan, Włochów i Francuzów.Z każdym miesiącem Niemców zaczął ogarniać większy strach. Słyszeli bombardowanie Malborka, wiedzieli o nalotach na inne miasta. Uciekinierzy z Prus Wschodnich jechali w stronę Gdańska, szosy były zatarasowane. Tak zaczął się rok 1945. Miesiące strachu, łez, przerażenia i ludzkich tragedii.

- 8 lub 9 marca przyszedł rozkaz ucieczki - opowiada pani Regina. - Niemcy pakowali wozy i uciekali. Penner też się spakował i mnie zabrał. Dojechaliśmy do przeprawy nad Wisłą, a tam tłok. Kiedy nadleciały samoloty i zrzuciły kilka bomb, zrobił się wielki wrzask ludzi i kwik koni tonących w Wiśle. Żona Pennera płakała. Stary, widząc to wszystko, zawrócił wóz i wróciliśmy do ich domu. Nie przebieraliśmy się, spaliśmy w ubraniach, które mieliśmy na sobie. Było strasznie zimno.

W nocy z 9 na 10 marca do domu Pennerów wtargnęli Rosjanie. Wyciągnęli mapę i kazali mówić, gdzie są Niemcy. Przybiegli też Polacy z okolicznych gospodarstw i powiedzieli "Małej", by się zbierała. Pobiegła do pokoju Pennerów się pożegnać. Otworzyła drzwi i tylko rzutem oka spostrzegła płaczącą "Starą" i pokrwawionego Pennera. Wybiegła z domu. Polakom kazano się zebrać w gospodarstwie Eggerta. Miała na sobie zbyt lekkie ubranie jak na panujący mróz. Ktoś podarował jej spodnie, założyła je i zapięła paskiem pod pachami. Na nogi dostała męskie buty. Piękne, długie włosy obcięto jej na kilka centymetrów i założono na głowę pilotkę. - Tak będzie wygodniej - mówili.

Wieczorem popędzono około 100 osób do Nowego Dworu Gdańskiego. Na jednej z krzyżówek zasadzkę przygotowali Niemcy, którzy zaczęli ostrzeliwać kolumnę. Strzelali też Rosjanie.
- Jak Niemcy dali ognia, to było piekło - mówi pani Regina. - Pamiętam tylko, że koń się przewrócił, a z wozu, na którym wieźliśmy nasze rzeczy, spadł jeden chłopak. Potworny krzyk i jęk. Gdy dałam dyla, to tylko słyszałam, jak kule odbijają się od drogi. Słyszałam, że ktoś też biegnie. Strzelano, a ja biegłam i biegłam. Tak szybko, że chyba nawet czeski biegacz Zatopek by mnie nie dogonił. Po pewnym czasie stanęłam pod wierzbą i czekałam przyciśnięta do drzewa. Nikt do mnie nie dołączył. Płakałam, myśląc, że wszyscy zginęli. Była noc, strasznie zimno. Usłyszałam nagle jakieś głosy, zobaczyłam grupę około 50 osób, mówili po Polsku, dołączyłam do nich.

Szli z Marynów, a mała Regina dołączyła do nich na wysokości Myszewa. Kierowali się w stronę Lubstowa. Napotykali po drodze puste domy. Podążali w stronę Nogatu, by wzdłuż rzeki dojść do Malborka (szosy były zajęte przez niemieckich żołnierzy i uciekającą ludność cywilną), a potem udać się torami kolejowymi do polskiego Tczewa. Tragedie ich nie opuszczały, jeden z chłopaków wszedł na minę, gdy szukał w kopcu ziemniaków. Kiedy byli blisko Malborka, rozpoczął się nalot. W nocy z 12 na 13 marca niebo rozświetliły flary, było jasno jak w dzień. Słychać było świst spadających bomb i huk wybuchających pocisków. Zakopali się w ziemi, by nie zdradzić swojej obecności. Obok wybuchały bomby.

- Piekło takie, jakiego chyba nie ma - wspomina pani Regina. - Całą noc przeleżeliśmy. Rano ucichło, ale doszły do nas okrzyki Rosjan: "Kto żyw, to wstawać". Zebrali nas i prowadzili w stronę prowizorycznego mostu na Nogacie, który zbudowano z łódek. Zamek był zburzony, płonął. Zaczęto nas prowadzić do miasta. Trupy leżały dość gęsto. Kolumna ludzi prowadzonych przez Rosjan z pepeszami była długa. Nie wiem, skąd się wzięło tyle ludzi. Zaprowadzono nas do budynku za szpitalem. Rosjanie nas pojedynczo spisywali, przesłuchiwali. Słyszałam, jak w innym pokoju kogoś bito. Wyprowadzono nas i pod uzbrojoną eskortą prowadzono dalej przez teren jednostki wojskowej.

Żołnierze rosyjscy prowadzili jeńców do kamienic przy dzisiejszych ulicach 17 Marca i Grunwaldzkiej. Zostali zakwaterowani w piwnicach. Były tam już trupy.
- Do jedzenia dali nam chleb, który pachniał benzyną. Co go kto ugryzł, zaraz wymiotował - mówi pani Regina. - Nie jadłam od dwóch, trzech dni. Na kolację dostaliśmy kaszę, całe ziarna. Traktowano nas jak niewolników. W bramach kamienic stali uzbrojeni żołnierze. To nazywamy wyzwoleniem Malborka?

Niektórzy próbowali uciec, część z nich zginęła zastrzelona przez Rosjan.
- Następnego dnia znów kazano ustawić się nam w kolumnie i zaczęto prowadzić ulicami miasta w stronę Elbląga - opowiada mieszkanka Malborka. - Nie wszystkie ulice były zniszczone przez działania wojenne. Było pusto. Na wysokości Rakowca ujrzeliśmy górę ludzkich ciał, krew spływała i zabarwiała śnieg na czerwono. Świeciło słońce, śnieg topniał. Ciała zwożono z miasta, bo przyjeżdżał samochód pełen ciał, a drugi odjeżdżał stamtąd pusty. Kolumna ludzi, w której szłam, była długa przede mną. Nie wiem, ile osób szło za mną. Bałam się odwrócić…

Pani Regina nie chce opowiadać o swoich dalszych losach, ale jak sama mówi, na podstawie jej przeżyć można by było nakręcić film. Przecież to życie, czasami tak straszne i brutalne, pisze scenariusze, obok których trudno przejść obojętnie. Scenariusze pełne bólu, cierpienia i śmierci, które zawierają przestrogę przed wojną. Pani Regina przeżyła brutalny okres w historii Polski i świata. Udało się jej wrócić do rodziców na początku maja 1945 roku. Aby tak się stało, musiała jednak wyskoczyć z pędzącego pociągu…

Cztery lata później los znów sprowadził ją do Malborka. W 1950 roku zaczęła pracować w tutejszym Starostwie Powiatowym. W Malborku, z przerwami, mieszka do dziś.
- Nogat płynie, tak jak płynął, opasając Malbork. Ale on pamięta noc ostatnią z 12 na 13 marca roku 1945 i ten, kto tę noc przeżył, też to zapamiętał - mówi dziś pani Regina. - Inni mieli wszystko, a mnie zostało szczęście przeżyć...