autor: Iwona Skopińska
źródło: Gazeta Malborska
Minęło 71 lat
Wypędzeni po wojnie tu znaleźli swoje miejsce
Pierwszego września 1939 roku milionom ludzi świat zawalił się na głowę. Dziś ten fakt, po 71 latach, nie ma pewnie dostatecznej mocy, by uruchomić w naszej wyobraźni obrazy przejmujące grozą, oddające trwogę tamtego czasu. Ci, którzy przeżyli koszmar okupacji niemieckiej, a potem wypędzenie z domów, całymi latami milczeli na ten temat. Bo wspomnienia były za trudne i zbyt bolesne. Dla innych zaś, przypominanie i opowiadanie o czasach przeszłych, było swoistym rodzajem oczyszczenia, czy radzenia sobie z trwogą, na lata zamieszkałą w ich sercach.
Bo jak pogodzić się z tym, co spotkało wówczas całkiem niedorosłych, a wręcz całkiem małych – dzieci – które miast zabaw i nauki, dostały ból, rozłąkę i tułaczkę?
O tym dziś chcę powiedzieć, ale nie moje to wspomnienia będą, a mieszkanki Malborka, pani Heleny Grochowskiej z domu Poremba. O tym, jak po koszmarze wojny trafiła do Malborka. To tylko namiastka historii, która dziś chcę Wam przekazać.
- Miałam dziewięć lat w 1945 r – opowiada. - Jechaliśmy w odkrytych, bydlęcych wagonach. To był dość duży transport z miejscowości Sarny, na Kresach, niedaleko Równego i innych. Do Lublina jechaliśmy na szerokich torach, a tam nas przetransportowano na tory wąskie i już do odkrytych wagonów. Jechaliśmy jakieś 8-9 dni w kierunku Prus Wschodnich. Podczas podróży dzieci pochorowały się na dezynterię. 25 maja 1945 r. pociąg zatrzymał się na bocznicy kolejowej, na wysokości tzw. drugich Piasków, nie wjechał na dworzec. To był drugi transport, którzy przybył do Malborka, pierwszy pociąg z przesiedleńcami przyjechał 18 maja 1945 r.
Nikt ich nie witał, a we wszystkich koszarach stacjonowały wojska radzieckie. Żołnierze, za butelkę samogonu, pomagali im przenieść się do domów.
- Nas zakwaterowano na ul. Nogatowej – wspomina pani Helena. - Domy zastaliśmy brudne, zniszczone i bez szyb.
Ale jeszcze we wrześniu 1945 roku, na otwarciu gimnazjum i liceum, śpiewała pieśni Moniuszki. Do dziś z dumą opowiada, o tym, że to właśnie oni, Kresowianie, pierwsi, którzy przyjechali na te tereny, krzewili kulturę polską tu.
- Tworzyliśmy kluby, teatry amatorskie, zawiązywaliśmy chóry, kluby sportowe i zespoły taneczne.
A dziś chcemy powołać do życia Stowarzyszenie Kresowian Malborskich, więc jeśli ktoś chciałby się przyłączyć i przystąpić do działania, jak kiedyś, czekam na kontakt telefoniczny: 55 272 21 57.