Autor:Hans Juergen von Wilkens
“Die grosse Not. Danzig-Westpreussen 1945", Sarsted 1957 "
Wielka udręka. Gdańsk-Prusy Zachodnie 1945", wydano w Sarsted 1957 r.
Powiat Malborski
Relacja radcy Zarządu Miasta Malbork Martina Deppe. cz. 2
Środa 24 stycznia pokazała, że
każdy czyni co uważa za właściwe. Tego samego dnia w południe (dokładnie)
ukazało się ostatnie wydanie "Marienburger Zeitung". Kilka otwartych
sklepów wyprzedawały towar. Nie było przypadków plądrowania. Pogłoski o tym, gdzie
znajdują się Sowieci zmieniały się tak szybko, że nikt nie wiedział jaka jest
sytuacja. Rano tego dnia kwatera II Armii opuściła miasto. Oddziały obrony
miasta wydawały się tak dobre jak nigdy. Z ostatniej konferencji kierownictwa
powiatowego NSDAP wynikało, że każdy w nadchodzącą noc musi być w pogotowiu, że
będzie ona rozstrzygająca. O 22.00 miały miejsce gwałtowne detonacje - jak
gdyby mosty na Żuławach Malborskich zostały wysadzone.(??) Zakłady Lotnicze
Focke-Wulf w Królewie wyleciały w powietrze. Uciekinierzy na dworcu,
niekończący się strumień furmanek w mieście i ostatni jego mieszkańcy ogarnięci
byli paniką. Szeptano, że mosty i lód na rzece będą wysadzone w powietrze.
Ulicą Langgasse (Kościuszki) spieszyli ludzie w kierunku Nogatu, zaś ulica Neue
Weg (Starościńska) w stronę mostów na Nogacie była zablokowana. Sowieci po raz
pierwszy ostrzeliwali miasto. Ze świtem 25.stycznia na ulicach miasta leżały
odłamki szkła. Jeden z granatów trafił w garaże zakładów miejskich koło
schroniska młodzieżowego (obecnie Internat ZST), pozostałe spadły na Kratzhammer (jedna z uliczek Starego Miasta). Okazało
się, że malborczycy nadal uciekali. We wszystkich domach poszukiwano starych
ludzi. Dwa miejskie omnibusy jeździły do
Kałdowa i z powrotem , stamtąd rzekomo miały jeździć pociągi. W
międzyczasie huczały nad miastem "organy Stalina" (katiusze),
uderzały w lód na Nogacie i filary mostów. Nie wiedziano na jak długo dane jest
bezpieczeństwo. Śluzy na Nogacie zostały otwarte, woda wylała się na
powierzchnię lodu, bulwar nad rzeką był niedostępny. Kiedy o 11.00 ostatni
pociąg odjechał z Kałdowa, setki ludzi czekały na odtransportowanie. Później
mówiono, że przybył jeszcze jeden pociąg z Malborka z rzędem krytych wagonów,
tak że wszyscy znajdujący się na małym peronie mogli odjechać. To była pomyłka.
Dwie lub trzy puste lory i to było wszystko. Pomimo tego przetrwali godni współczucia
starcy, dzieci i sparaliżowani. By chronić się przed 18-20-stopniowym mrozem i
silnym wschodnim wiatrem zbudowano na brzegach wagonu osłonę z walizek. Dzień
był krótki, słońce skryło się na zachodzie w zimnej mgle popołudnia. Ciągle
jeszcze stało i czekało na małym kałdowskim peronie około 50 ludzi. Chorzy ze
szpitala na noszach, kobiety ze swoimi dziećmi, siwy ksiądz kanonik Pingel z
ostatnimi siostrami ze szpitala Marienkrankenhaus. Stali tak nie chronieni przed zimnem a także
ogniem Sowietów. Wtedy nadszedł telefon z Tczewa: wkrótce przybędzie pociąg
osobowy z Tczewa i zabierze ostatnich uciekinierów. Była 15.30 , ze strony
Szymankowa pojawił się biały dym. To był pociąg. Zbliżył się i nagle nic nie
było widać bo pojawiły się płomienie. Pociąg ratunkowy płonął! Co się stało?
Nastąpiło zderzenie z pociągiem z cysternami. Prawie zniknęła nadzieja na
ewakuację pozostałych ludzi. Jednak zostali jeszcze uratowani. Wśród ostrzału
Sowietów mogli się jeszcze załadować do autobusu i kilku prywatnych samochodów.
W międzyczasie zrobiło się ciemno, powoli toczyły się wagony do Tczewa. Za
plecami leżał płonący Malbork. Zbiorniki Miejskich Zakładów Gazowniczych
wyleciały w powietrze, to był ponury widok. Malbork był stracony. Malborski
Volkssturm objął straż nad mostami. W
pierwszym rzędzie oba mosty powinny być tego samego dnia wysadzone w powietrze
(??). Pierwsze czołgi wroga pokazały się już wczesnym popołudniem na ulicy
Ulmenweg (Chopina) na przeciwko dworca , przebiły się koło Nowej Wsi. Brakowało
potrzebnych oddziałów do obsady linii obrony. Godne ubolewania jest w takich
sytuacjach zamętu -"ratuj się kto może"- zawsze los chorych i
starców. Gdy siostra Helena, kierująca malborskim domem starców, dn.
24.01.1945 zwróciła się do stacji pomocy NSV (organizacja d.s. opieki socjalnej
z ramienia NSDAP) o obiecany dla pensjonariuszy domu transport--zastała drzwi
zamknięte. Także na policji nie mogła znaleźć pomocy. Ona i wielu
pensjonariuszy domu starców musieli to przypłacić życiem. W wiejskich obwodach
powiatu rozkaz o ewakuacji wydany został dopiero dnia 23 stycznia o godzinie 22.00 po tym jak
Rosjanie wdarli się do Elbląga. Jako docelowe miejsce koncentracji ewakuowanych
wyznaczono powiat kartuski. Wtargnięcie Sowietów na teren powiatu nastąpiło
dnia następnego. W związku z tym ewakuacja musiała być przyspieszona. Wystąpiły
wielkie zatory przy przekraczaniu Wisły. Pomimo tego większość kolumn osiągnęła
przewidziane miejsce koncentracji w powiecie kartuskim. Ale tylko dwom kolumnom
wozów udało się przez Pomorze dostać za Odrę. Wszystkie pozostałe przez 18 dni
przetrzymywane były przez fanatycznego i ograniczonego (umysłowo) kreisleitera
(starostę) powiatu kartuskiego. Tak więc droga ucieczki została odcięta przez
Rosjan, którzy przebili się do wybrzeża Bałtyku. Wszyscy tłoczyli się teraz w
stronę Gdyni lub Gdańska i tylko część mogła uratować się zostawiając konie,
pojazdy oraz prawie całe mienie.
Tłumaczenie: Marek Dziedzic