W 2003 r. ukazała się w prestiżowym wydawnictwie słowo/obraz terytoria książka Olgi Dębickiej "Fotografie z tłem. Gdańszczanie po 1945 roku". Co prawda tytuł z Malborkiem nie ma nic wspólnego ale że Autorka chodziła do mojego "ogólniaka" więc nie miałem wyjścia ... . I jaka miła niespodzianka ... . Trochę na przekór tytułowi, ostatni rozdział książki pod jakże znamiennym tytułem Kaffee "Ma-Ma" jest osnuty wokół wspomnień Heinza Jurgena Andersa, rudowłosego, piegowatego chłopca, który swoje przedwcześnie skończone dzieciństwo spędził w Kalthof/Kałdowie.
zdjęcie ze strony: www.zabytki.ocalicodzapomnienia.eu
"W czerwcu 1945 roku życie trochę się unormowało i mogliśmy pociągiem wrócić z Gdańska do Kałdowa. Przez Wisłę w Tczewie przeprawiliśmy się promem. Zamek, straszliwie okaleczny po ostrzale sowieckich czołgów i dział ciężkiego kalibru, hipnotyzował nawet jako ruina. Wywoływał duchy dawnej wielkości. Stanęliśmy przed domem. I tu jeszcze większy szok - tylko mury! Środek był wypalony aż po strych, dach w strzępach (Twoi rodzice to przecież widzieli). Świadectwa szkolne, klaser ze znaczkami, albumy ze zdjęciami spłonęły. Ludzie opowiadali, że Rosjanie zagrali koncert na katiuszach - tak zwanych "organach Stalina" - 1 lutego ostrzelali Kalthof z lotniska szybowcowego w Willenbergu. Próbowaliśmy urządzić się w piwnicy, ale pierwsza wiosenna burza zniweczyła nasze starania. Tymczasowo przenieśliśmy się na Werderstrasse do grunes Holzhaus, drewnianego domu pomalowanego na zielono.
Z mojego listu: Ten dom nadal stoi, jedynie zielone deski wypłowiały. Za moich czasów w podstawówce była tu piekania Jana Kistowskiego. Podczas długiej przerwy między lekcjami przybiegaliśmy do "Kistosia" po "sznekę z glancem"."
Eh ... , kto by tam nie próbował szneków ... , choć najlepsze były te u "Łaskiego". Wracając do rzeczy ... - we wspomnieniach są migawki zarówno z przedwojennego Kalthof (H.J. Anders urodził się w 1931 r.) jak i powojennego Kałdowa. Jest więc i o szmuglowaniu bananów i wody toaletowej "Uralt Lawende" dla mamy przez granicę Wolnego Miasta Gdańska ale też i grzebaniu trupów na kałdowskim cmentarzu.
"W Kalthof przed wojną wszystko było proste. Po mleko chodziło się do mleczarni Johannesa Jenzena przy Dirschauerstrasse. Po mięso - do braci rzeźników Eichlerów przy Werderstrasse. Stolarzem był Boch. Chorych leczył doktor Nickel. Cukierki dla Jurgena Rosa Anders kupowała zawsze w sklepiku u "Bettin". Zabawić się można było w zajeździe "Moldenhauer" na głównej krzyżówce, w restauracji "Kegelbahn" czy w "Keiserkaffe" przy Werderstarsse. Powodzeniem cieszył się też Gasthaus "Zur Nogatbrucke" - naprzeciwko drewnianego mostu. Ostatnim właścicielem zajazdu był Essau."
Dla tych, którzy są "zza tamtej strony Nogatu" lektura obowiązkowa - szkoda tylko, że taka krótka.
"W Kalthof przed wojną wszystko było proste. Po mleko chodziło się do mleczarni Johannesa Jenzena przy Dirschauerstrasse. Po mięso - do braci rzeźników Eichlerów przy Werderstrasse. Stolarzem był Boch. Chorych leczył doktor Nickel. Cukierki dla Jurgena Rosa Anders kupowała zawsze w sklepiku u "Bettin". Zabawić się można było w zajeździe "Moldenhauer" na głównej krzyżówce, w restauracji "Kegelbahn" czy w "Keiserkaffe" przy Werderstarsse. Powodzeniem cieszył się też Gasthaus "Zur Nogatbrucke" - naprzeciwko drewnianego mostu. Ostatnim właścicielem zajazdu był Essau."
pocztówki ze strony www.marienburg.pl
Dla tych, którzy są "zza tamtej strony Nogatu" lektura obowiązkowa - szkoda tylko, że taka krótka.